„Nie zazdroszczę sławy innym posłom”Czwartek, 01 stycznia 1970

Rozmowa z Wiesławem Janczykiem, posłem Prawa i Sprawiedliwości.

Coś słabo Pana widać w Sejmie, nie ma Pana w otoczeniu prezesa partii Jarosława Kaczyńskiego., a jest Pan posłem z tego samego okręgu wyborczego co Arkadiusz Mularczyk.

- Przede mną ciężkie zadanie, by z przedostatniej ławy sejmowej, która mi przynależy, bo jestem „pierwszakiem” przebić się do rzę-dów sejmowych niżej, gdzie zasiada kierownictwo i prezydium PiS.  Podobnie jest z moim udziałem w konferencjach prasowych.
W Sejmie obowiązuje hierarchia. Ale nie marnuję czasu grzejąc ławę, bo zaangażowany jestem w prace nad ustawami budżetowymi. Pracuję jako jeden z trzech posłów małopolski w komisji finansów i na brak pracy nie narzekam. W imieniu klubu PiS prowadzę sześć ustaw związanych z finansami państwa. A jedną z nich przygotowałem samodzielnie. Praca w komisji finansów nie jest tak atrakcyjna medialnie jak w innych komisjach, choćby śledczych czy praw człowieka.

 Nie zazdrości Pan sławy swojemu koledze Arkadiuszowi Mularczykowi? Wszędzie go pełno, aż się człowiek boi otworzyć lodówkę w domu.

- Nie zazdroszczę. Sława ma zawsze swoją cenę. Z pewnością Arek zyskał sobie wielu krytyków swojej grupie zawodowej za cenę rzadkiej dla polityka z Sądecczyzny popularności. Ponieważ trafił do Sejmu jeszcze w poprzedniej kadencji, właściwie wykorzystał
tan czas. Dla mnie pozostaje zaś merytoryczna praca, która obroni się sama i później przyniesie efekty.

Jakim szefem partii jest Jarosław Kaczyński?

- Jest to jedyny szef, który może zintegrować i zdyscyplinować tak duży klub z ludźmi o poglądach od prawej strony do centrum.

Z prostej analizy i oglądu sytuacji wynika, że w PiS są frakcje. Jedna to dwór i świta wokół prezesa Kaczyńskiego, druga
to spora grupa młodych wilczków, żądnych sławy i władzy.

- Osobiście uważam, że tylko połączenie tych dwóch potencjałów może gwarantować sukces partii. Pozycja prezesa Kaczyńskiego pozostaje niezachwiana.

Jak długo?

 - Sądzę, że dłużej niż do kolejnych wyborów.

Podczas ostatniego posiedzenia Sejmu posłowie PiS zachowali się jak kiedyś Samoobrona, wychodząc z posiedzenia na znak protestu.

 - Olbrzymia przewaga, jaką w mediach posiada koalicja rządzącą, sprawia, że musimy używać drastycznych metod, aby media ze-chciały przedstawić problem.

Do kogo Panu bliżej z poglądami i zachowaniem wśród sądeckich parlamentarzystów: do senatora Koguta czy posła Mular-czyka?

- Obu cenię. Mają zasadniczo różne dokonania. Obydwaj niemal codziennie poddawani są przez społeczeństwo weryfikacji. I tak bę-dzie do końca kadencji.

Wyborcy mają prawo zapytać, czego Pan dokonał i co Pan zrobił dla Sądecczyzny do tej pory?

- Jestem w Sejmie krótko, bo raptem osiem miesięcy, ale podczas czytania ustawy budżetowej dopominałem się o pieniądze na mo-dernizacje krajowej drogi Brzesko – Nowy Sącz – Muszynka i na budowę obwodnicy w Limanowej.

Jako poseł i były działacz samorządowy patrzy Pan na ręce władz powiatu limanowskiego, Limanowej, swojej gminy Lima-nowa?

- Trudno. Abym nie żył samorządem, skoro w ostatnich wyborach samorządowych wystawiłem 160 kandydatów na listach
i co czwarty został radnym. Jednak zapewniam, że radni PiS nie sypią piasku w tryby władz samorządowych.

Zna Pan zapewne konflikt pomiędzy szefem regionalnym waszej partii Arkadiuszem Mularczykiem a sekretarzem powiatu nowosądeckiego Witoldem Kozłowskim? Zna Pan kulisy konfliktu pomiędzy posłem Mularczykiem a senatorem Kogutem? Wieść gminna niesie, że kiedy poseł postawi na swoim i się z nimi upora, zainteresuje się wtedy Panem.

- Chciałbym, żeby w tych sporach personalnych doszło do porozumienia. Nie chce ich komentować, bo jestem szefem władz powia-towych PiS  w powiecie limanowskim. Nie jestem też prorokiem i nie wiem, co czas przyniesie. [Jerzy Wideł – Gazeta Krakow-ska]